Przed drugą turą przyśpieszonych wyborów prezydenckich w Rudzie Śląskiej Krzysztof Mejer ma „ból głowy”. Oficjalnie były wiceprezydent twierdzi, że jest ze swojego wyniku zadowolony, bo plan zakładał przede wszystkim awans do dogrywki, ale przyznaje, że z takiego wyniku pierwszej tury jest zaskoczony. Trudno nie odnieść wrażenia, że nastawiał się na scenariusz dalszej walki z posłem Markiem Wesołym. Perspektywa ścigania Michała Pierończyka (również wiceprezydenta w ekipie Grażyny Dziedzic), który w pierwszej turze zdobył ponad trzy tysiące głosów więcej, wydaje się być trudniejsza niż rywalizacja z posłem PiS.
Ruda Śląska na stałe obecna jest w życiu Mejera (czy może raczej Mejer obecny jest w Rudzie Śląskiej) od 11 lat. W 2011 r. zaczyna pojawiać się w rudzkim ratuszu jako medialny doradca co dopiero wybranej na to stanowisko prezydent Grażyny Dziedzic. Cztery lata później zostaje jej zastępcą. Odpowiada m.in. za sprawy związane z gospodarką odpadami.
Jako samorządowiec Mejer dobrze żyje z mediami. Odbiera telefony, nie unika kontaktów i rozmów, dobrze w nich zresztą wypada. Wielu dziennikarzy zna go jeszcze jako jednego z nich (pracował m.in. w TVN), bądź jako rzecznika dwóch wojewodów (Lechosława Jarzębskiego i Tomasza Pietrzykowskiego), a potem Górnośląskiego Związku Metropolitalnego. Na swoim facebookowym profilu Mejer regularnie publikuje informacje o tym, co się w mieście dzieje, czasem komentuje poczynania radnych, nie stroni od wchodzenia w gorące nieraz polemiki z mieszkańcami. Kiedy nie pisze o mieście, najczęściej publikuje zdjęcia i nagrania z treningów, bądź zawodów biegowych. Jego pasja to długie dystanse. Także maratony.
Mieszkańcy winią go za dziury w drodze
Na rudzkiej „ulicy” zdania na temat Mejera są podzielone. To konsekwencja tego, że w pewnym momencie staje się w gruncie rzeczy „twarzą” ratusza. To jemu dostaje się za rosnące opłaty za odbiór śmieci, za dziury w drodze, za niedofinansowanie miejskiego sportu. Sam zresztą w polemikach też nie „cofa nogi”. Potrafi otwarcie zarzucić radnym, że przez ich decyzję na coś zabraknie pieniędzy. Trudno o lepszy sposób na internetową awanturę.
„On robi wokół siebie tylko dobry PR, na tym się zna, ale na niczym więcej” – można było usłyszeć od niechętnych mu ludzi podczas tej kampanii. „On mówi to, co myśli i nikomu się nie przylizuje, więc niektórzy go nie lubią” – można usłyszeć od tych, którzy akurat Mejera cenią.
W 2018 r. Mejer z pierwszego miejsca na liście startuje do rady miasta i … nie dostaje się. Na ówczesnego już wiceprezydenta miasta głosuje raptem 403 mieszkańców (w tych samych wyborach dwoje pozostałych wiceprezydentów dostaje wyraźnie ponad 1000 głosów). Od tamtego czasu można usłyszeć, że choć Mejer jest medialny, to jest zarazem „niewybieralny”, bo ma w mieście zbyt duży elektorat negatywny. O „szklanym suficie” mówił też w kontekście Mejera, komentując wyniki pierwszej tury obecnego głosowania, dr Tomasz Słupik, politolog z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. I właśnie konieczność szybkiego poszerzenia grupy swoich wyborców będzie dla byłego wiceprezydenta największym wyzwaniem przed mającą odbyć się 25 września dogrywką.
Może Cię zainteresować: