Najpierw kupno radia zaproponował dwóm nastolatkom. Pechowo - bo ci pobiegli do rodziców na pobliskie ogródki i powiedzieli ojcom, że jakiś pijak chodzi z kradzionym radiem. Kolejne pechowe zdarzenia rozpoczęły się jednocześnie - tatusiowie wezwali policję, a dodatkowo ruszyli w pościg za złodziejem. Udało mu się wprawdzie ukryć w pobliskim pustostanie, ale tam znalazła go policja.
- 43-latek usiłował wmówić policjantom, że radio z wiszącymi kablami pochodzi z jego samochodu. Jadąc na komisariat wskazał wręcz zaparkowanego przy hucie opla - mówi asp. szt. Arkadiusz Ciozak z KMP w Rudzie Śląskiej.
Policjanci nie dali wiary, ale postanowili sprawdzić opla. Ich oczom ukazało się auto z wybitą szybą i śladami ostrego przeszukania wewnątrz, z dziurą ziejącą w miejscu radia. "W ogóle" nie wyglądało to podejrzanie, a sam zatrzymany nie potrafił logicznie wyjaśnić, dlaczego - skoro to jego auto, to by wyjąć radio - wybił szybę...
Ale trzymał się tej wersji uparcie. I już patrol miał sprawdzić w ewidencji pojazdów, czy rzeczywiście auto należy do zatrzymanego, gdy nagle podszedł do nich mężczyzna i zapytał co się stało i dlaczego kręcą się przy jego oplu... Kurtyna.
43-letniemu rudzianinowi skończyły się historyjki. Za włamanie i kradzież grozi mu nawet do 10 lat więzienia.
Brawo dla mieszkańców, również tych młodych, za błyskawiczną reakcję. Wtedy policję powiadomiły dwie osoby - jeden z tatusiów, który dowiedział się od syna o "handlarzu" i... inny mieszkaniec - świadek obywatelskiego pościgu. Powiedział policji, że "dwóch chopów goni trzeciego i chyba go zaczasnom".