Były ozdobą Doliny Kochłówki i radością dla odwiedzających ten zakątek. Zwłaszcza, gdy parze dorosłych udało się doczekać potomstwa. Z pięciu młodych, jeden padł szybko. Została czwórka. Do niedawna. W ciągu ostatniego tygodnia padły trzy młode. Martwe, półroczne łabędzie widziano początkowo w szuwarach.
- To niemożliwe, żeby w ciągu 8 dni zginęły trzy małe - mówi Ewa Chmielewska. - Nie wiemy jaki może być tego powód. Zgłosiłam sprawę Straży Miejskiej, by poinformowali Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska. Mamy przecież doświadczenia z różnymi truciznami w wodzie.
Niewykluczone też, że może to być sprawka jakiegoś przeciwnika tego wodnego ptactwa. Znane są przecież przypadki zatruwania smakołyków dla psów czy "faszerowania" ich gwoździami.
- Poprosiłam też, by strażnicy przejrzeli zapisy z fotopułapki. Może coś się zarejestrowało, choć ona jest dość daleko.
Z czwórki młodych został teraz jeden. To też smutna wiadomość dla wielu dzieci, które odwiedzały Dolinę Kochłówki i brzydkim kaczątkom ponadawały imiona.
Czyżby wina "dobrych" ludzi?
Cztery lata temu podobna sytuacja była w Katowicach, na stawie Maroko. Gazeta Wyborcza podała wtedy informację, opierając się na rozmowie z lokalną radną, że powodem śmierci łabędzi mogą być... dokarmiający je ludzie.
– To efekt braku wiedzy mieszkańców, którzy sądzą, że ptaki można dokarmiać chlebem. Latem nie należy tego robić wcale, a w zimę tylko specjalnymi, odpowiednimi dla ptactwa mieszankami – mówiła wtedy Gazecie Wyborczej katowicka radna, Aleksandra Duży, – Niestety, są osoby, które dają ptakom chleb. To powoduje, że zapadają na choroby układu pokarmowego i tracą życie.
Pamiętajmy - łabędzie są roślinożercami. Latem doskonale same zdobywają pożywienie. Zimą z kolei można je dokarmiać zbożem czy otrębami, gotowanymi bez soli, drobno pokrojonymi ziemniakami, burakami, marchewką czy kapustą. Oczywiście łabędzie to też straszne łakomczuchy. Zwłaszcza młode zjedzą wszystko, co im się rzuci. A co zwykle rzucamy? Właśnie chleb...