Debata prezydencka. Mejer kontra Pierończyk. II część - pytania wzajemne

W najbliższą niedzielę, 25 września - druga tura wyborów prezydenckich w Rudzie Śląskiej. O fotel walczyć będą Krzysztof Mejer i Michał Pierończyk. Walczyli też na słowa - podczas ostatniej debaty zorganizowanej przez redakcje Rudzianina i Ślązaga. Oto część druga spotkania - pytania wzajemne kandydatów.

Urszula Mazurowska
Pytanie za pytanie, cios za cios. Mejer kontra Pierończyk

Michał Pierończyk nawiązał do głoszonego w programie jego kontrkandydata planu przejmowania przez miasto obiektów sportowych.

- Program nasz się różni zasadniczo w zakresie nastawienia do przejmowania majątku od różnych podmiotów. Rozumiem, że pomysł był taki, że miasto ma przejąć nieruchomości sportowe - konkretne jakie i jakie to są koszty? Chodzi o koszty zarządzania tymi nieruchomościami, jaki to rząd wielkości? Zwłaszcza w kontekście pytań o szukanie pieniędzy wszędzie. To duże wydatki, bo później się okazuje, że poza podstawowymi, są dodatkowe koszty i one radykalnie rosną. Czy jest jakiś obiekt policzony? - pytał Michał Pierończyk.
- Zajmowałeś się kiedyś gospodarką nieruchomościami. Tego się nie da zrobić od razu. Na pewno w listopadzie nie będziemy przejmować tych obiektów, bo tak się nie da. Przede wszystkim musi być wola drugiej strony. Potem trzeba je wycenić, określić zasady przejęcia. Nie wszystkie kluby są tym zainteresowane. Teraz jako miasto dokładamy do utrzymania tych nieruchomości, więc koszty nie wzrosną. Kiedy mówiłeś o milionie na bon żłobkowy - nie mówiłeś skąd je weźmiesz. Będziemy szukać pieniędzy w budżecie - odparł Krzysztof Mejer.

Mejer nie pozostał dłużny w materii składanych obietnic.

- Drogi Michale, powiedziałeś, że zamierzasz umożliwić klubom sportowym korzystanie ze środków Budżetu Obywatelskiego - jaką część zamierzasz przekazać na działania sportowe? Co obiecałeś środowiskom sportowym? Ile przeznaczysz na te projekty? - pytał Mejer.
- To nieporozumienie, bo o budżecie tym decydują mieszkańcy. 7 lat sprawowałeś funkcję wiceprezydenta. Powinieneś wiedzieć, że to mieszkańcy podejmują decyzje. To muszą być dobre projekty, by wygrały. Mnie chodzi o uelastycznienie formuły, tak by konkretne projekty miękkie wygrywały, by aktywizować mieszkańców, wychodzić do nich. Kluby sportowe też będą wychodzić z projektami. Kluby mogą się starać w ramach Budżetu Obywatelskiego o dofinansowanie imprez sportowych. Liczę na to, że będą to takie projekty, by można je z BO dofinansować. To będzie sprawdzian dla organizacji sportowych i sportowców, jaką mają siłę przebicia.

Michał Pierończyk drążył dalej sprawę przejmowania obiektów sportowych, dopytując, kiedy taka operacja może wejść w życie i za jakie pieniądze.

-Spotykamy się już po raz piąty czy szósty. Mój program jest obliczony na 6 lat, a nie na półtora. Mówiłem wyraźnie, że trzeba wszystko oszacować. Nie oszacuję wartości budynków, kosztów utrzymania nie będąc teraz urzędnikiem. I wiesz, że inne miasta wykonały ten ruch, przejęły od klubów sportowych infrastrukturę. Kiedy miasto będzie właścicielem - będą środki zewnętrzne na modernizację tych obiektów. Podchodzę do tematu odpowiedzialnie - tu musi być wola drugiej strony. Na pewno nie będziemy na siłę przejmować obiektów ani narażać miasta na finansową katastrofę - odpowiadał Mejer.

Odgryzł się Pierończykowi pytaniem o obietnice podwyżek dla pracowników, deklaracjom o milionie złotych na bon żłobkowy. Ogólnie - wielkim obietnicom dużym grupom ludzi.

- Przy małych grupach ludzi już taki odważny nie jesteś. Nie zareagowałeś na prośbę o przywrócenie lekcji języka niemieckiego. Nie stajesz po stronie małej grupki potrzebujących - dodał Mejer.
- Rozumiem, że kampania to dużo pracy, ale gdyby przeczytać moje wpisy na mediach społecznościowych - podpisałem petycję do ministra, który odebrał te lekcje niemieckiego, by je przywrócić. Później, w szkole gdzie chodzą moje dzieci, podpisałem petycję do prezydent Grażyny Dziedzic, jako rodzic, że chcielibyśmy przywrócenia tych lekcji. Będę do tego dążył, by była przynajmniej jedna lekcja więcej. To nie jest prawda, że nic w tej sprawie nie robiłem. Liczę na to, że kiedy wygram wybory - do tego doprowadzę - odparł Pierończyk.

Kolejne pytanie Michała Pierończyka tyczyło współpracy z Radą Miasta.

- Jest teraz tak, że mamy 25 radnych, 14 wskazuje na mnie. Jeżeli tak się podzieje, że zostaniesz prezydentem - jak chcesz rozwiązać ten problem? Bo w programie masz wiele punktów, gdzie Rada Miasta jest potrzebna do przegłosowania tych pomysłów. A nie bywało dobrze w poprzednich latach - pytał z przekąsem Pierończyk.
- Mówiłem o tym i mogę powtórzyć - przez te 12 lat jakoś sobie radziliśmy, choć nie mieliśmy większości w Radzie. Jest to możliwe. Wymaga więcej wysiłku, ale jak coś się rodzi w bólach, to potem jest piękne i kochane. Poza tym to program na 6 lat. Liczę na to, że uda mi się wprowadzić do Rady nowych ludzi, młodych, dynamicznych, którzy mają wizje, są kreatywni. Takich ludzi w rudzie nie brakuje, ale dziś są wykluczeni. Z takimi ludźmi będę chętnie współpracować poprzez rady dzielnic, a potem stworzymy nową drużynę Rady Miasta. Jesteśmy otwarci na wszystkich. Możemy się z każdym porozumieć, realizować dobre projekty dla Rudy Śląskiej wyznaczające dobry kierunek - zripostował Mejer.

Na koniec Krzysztof Mejer zadał pytanie emocjonalne.

- To dla mnie ważne - w 2013 roku, gdy grupa radnych PO chciała odwołać naszą szefową, padały takie argumenty: nieudolność w realizowaniu inwestycji miejskich, niska skuteczność w pozyskiwaniu środków unijnych w porównaniu z miastami ościennymi czy też zamrożenie programu budownictwa komunalnego. Dziś ci ludzie, którzy wtedy formułowali takie oskarżenia - stoją za twoimi plecami. Jak się z tym czujesz?
- W Radzie jest obecnie 14 radnych, którzy mnie popierają. Oni zostali już dwukrotnie zweryfikowani pozytywnie przez wyborców. Jak tu słyszę, że dasz Radę młodym, to może najpierw niech ludzie o tym decydują? Trzeba im dać szansę, ale niech ich wybiorą. To nie prezydent o tym decyduje. Jeżeli ci młodzi ludzie się odnajdą w tej rzeczywistości i pozyskają te poparcie, będą radnymi. Te osoby, które wtedy chciały robić referendum, a dziś mnie popierają, przypomnę tylko, że to referendum się nie odbyło. Ludzie nie podzieli tego pomysłu. A mówisz, że szefowa nigdy nie miała większości? Miała - na początku w 2011 roku, pamiętam, że mieliśmy 16 radnych. Nie przyzwyczajamy mieszkańców Rudy do tego, że prezydent rządzi w mniejszości. Dlaczego nie ma być tak, jak w setkach, tysiącach miast w Polsce. Że prezydent ma swoją grupę, która go popiera. I choć mają różne poglądy - idą w tym samym kierunku - zakończył Pierończyk.

Podsumowując - można było odnieść wrażenie, że wiele pytań zadanych było na zbyt dużym stopniu ogólności - bez "wypunktowania". A sam interlokutor miał zbyt mało czasu, by precyzyjnie się do nich odnieść. Przerzucanie się pytaniami o konkretne wyliczenia finansowe jest oczywiście bezsensowne, gdy nie ma uchwalonego budżetu ani wglądu w obecną sytuację. Wiele odpowiedzi wybrzmiało też jakby między wierszami, a nie wprost. Chociażby pieniądze rzekomo obiecane na sport z Budżetu Obywatelskiego przez Pierończyka, uwagi pod adresem Mejera - jak sobie da radę mając mniejszość w Radzie (jakby sam pytający tego nie przerabiał) czy wyśmianie pomysłu na zmianę "zasiedziałych" radnych na młodych. Zabrakło też odpowiedzi na ostatnie pytanie - gdzie Pierończyk zasłonił się "decyzją wyborców". Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale przytoczone zarzuty stawiane wtedy Grażynie Dziedzic - powinny mieć innego adresata. To też nie wybrzmiało, ani fakt, że tamta grupa popiera teraz Michała Pierończyka.

Po serii pytań wzajemnych pozostał pewien niedosyt. Jakby kandydaci mieli ochotę powbijać sobie gwoździe, ale płytko. Żeby za bardzo nie bolało. I by nie wyjść na takich, którzy wyciągają jakieś brudy i urzędowe tajemnice.

Subskrybuj rudzianin.pl

google news icon